Wt14052024

AktualizacjaPn, 23 Paź 2023 1pm

build_links(); ?>
Back Jesteś tutaj: Start Magazyn Kategorie Z życia wzięte Wesołych Świąt i ...

Wesołych Świąt i ...

Przedświąteczna gorączka, radosne zakupy, potajemne pakowanie prezentów, pieczenie pierników, które muszą zmięknąć do Świąt – wielka euforia ogarnia każdego. Prawie każdego. Nie wszystkim udziela się ten radosny nastrój. Nie dla wszystkich 24 grudnia kojarzy się z ciepłem domowego ogniska rozpalającym serca bliskich, z życzeniami „Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku”, które niezawodnie napływają od tych samych przyjaciół i krewnych, z suto zastawionym stołem i kolorowymi paczuszkami pod choinką podrzuconymi przez kochane osoby. Boże Narodzenie to nie tylko czas radości i ciepła rodzinnego. Dla niektórych Święta są koszmarem. To czas, w którym najchętniej uciekliby w dzikie lasy bieszczadzkie, schowali się w jakiejś gawrze razem z niedźwiedziem i przespali ten czas. Żeby nie tęsknić. Nie płakać. Nie zazdrościć. Nie czuć nienawiści. Goryczy. Bólu. 

Są tacy, którzy...   sięgają już dna.

Nieudane życie tam ich oddelegowało. Bezdomni. Wciąż na bani. Klin klinem i jakoś to życie mija. Za słabi, żeby spróbować wyjść z tego bagna, za silni, żeby skończyć z życiem. Nie celebrują Świąt, bo cóż to niby takiego? „Przybieżeli do Betlejem”, bla bla bla... Do nich i tak nikt nie przybieży. I gdzie mają urządzić Wigilię? Pod mostem, w kanale, w piwnicy? W ich kartonowych królestwach nie ma na to miejsca. A nawet, jeśli jest, to co? Mają podzielić się z kartonowymi kumplami zepsutymi pomarańczami, znalezionymi na tyłach hipermarketu? Pomarańczami, których zapach przywodzi cudowne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy ten owoc był rarytasem dostarczanym do sklepów tylko raz w roku, właśnie przed Bożym Narodzeniem? A może mają przetrzepać swoje przepocone łachy i wyskoczyć na jakąś Wigilię urządzaną kilka dni wcześniej przez tę czy inną instytucję, która próbuje dać im namiastkę Świąt w jakiejś obskurnej sali gimnastycznej lub jadłodajni? Mają pośpiewać sobie kolędy, spałaszować ciepłą strawę, pobyć z setką lub dwiema innych kloszardów i potem wrócić do swoich kartonów? Ból, który udało im się zaleczyć przez ostatnie tygodnie, miesiące czy lata, teraz ma na nowo rozdzierać ich serca, przywołując wspomnienia utraconego szczęścia i stabilizacji? Wolą już pozostać w swoich kryjówkach. Albo ten czas prześpią, albo wespół z towarzyszami niedoli otworzą kartonowe wino za kilka złotych i wzniosą toast wraz z pierwszą gwiazdą na grudniowym niebie: „Smutnych Świąt i... niech Was wszystkich szlag trafi!”

Są tacy, których...

nieszczęścia nie pozna się po niedopranych łachmanach na zmarzniętym grzbiecie i trzęsących się dłoniach, którzy przeliczają uzbierane grosze na flaszeczkę wódki. Ci drudzy, to na pozór szczęśliwi, poukładani ludzie, których codziennie mijamy na ulicach, z którymi może pracujemy, z którymi czasem nawet przyjaźnimy się, a może też łączą nas więzy rodzinne. Czasem znamy ich małe i duże tragedie. Czasem nie mamy o nich pojęcia. Tragedia niejedno ma imię. Alkoholizm. Molestowanie. Gwałt. Terror. To często odbywa się w zaciszu domowym. Ale tragedią może być również brak miłości. Bez tego da się żyć, prawda? Cóż tam miłość, kiedy inni do garnka nie mają co włożyć i z zimna umierają. Ale kiedy nadchodzą Święta, wtedy jakoś szczególnie trudno bez tej całej miłości. Czasem bywa się samotnym i niekochanym w domu pełnym ludzi. W domu, gdzie dawno umarły uczucia, gdzie każdy żyje własnym życiem, gdzie okrągły rok wypełniony jest brakiem szacunku, nienawiścią i zdradą. I nagle kalendarz podpowiada, że lada moment nastanie czas, w którym powinno zasiąść się do stołu i przemawiać do siebie ludzkim głosem. Ale jak to zrobić, kiedy w sercu blizna jeszcze niezagojona, kiedy niegdyś bliska osoba teraz jest wrogiem, kiedy tak trudno usiąść z nią przy jednym stole, a co dopiero tworzyć świąteczny nastrój? Jakoś trzeba to przeżyć - dla tradycji, dla dzieci, dla teściów. Byle szybko, potem można zamknąć się w swoim pokoju z butelką - najlepszą towarzyszką i wznieść samotnie toast: „Smutnych Świąt i ...niech Was wszystkich szlag trafi!”

Są tacy, dla których…

Święta są magicznym czasem, choć tak podobnym do wszystkich innych dni w roku, kiedy trzeba dzielić jedzenie tak, by wystarczyło na dłużej i kiedy nie stać na nowe sukienki, nie mówiąc już o wspaniałych prezentach pod małą choineczką ubraną w mocno podniszczone ozdoby. Kiedy wymyśla się najróżniejsze sposoby na przetrwanie od pierwszego do pierwszego, to Święta bardziej niż atrakcyjne okazują się być po prostu drogie. Do niespełnionych życzeń dokładamy kolejne, ciesząc się jednocześnie z samej możliwości bycia razem. Z poczucia bezpieczeństwa i miłości. Z ogromnej chęci wspólnego przeżywania narodzin Syna Bożego. Z potrzeby celebrowania i współbiesiadowania. Nie spotykamy się po to, by tylko się najeść, ale przede wszystkim po to, by to poczuć, by tworzyć tradycję i podtrzymywać ciepło w naszych sercach. Sercach może nie zawsze miłosiernych i litościwych, ale mających potrzebę bliskości. Sercach znękanych i zmęczonych wieczną walką z przeciwnościami. Są tacy, dla których nie liczą się pozory. Są tacy, dla których nie istnieją fałszywe życzenia i nieszczere poklepywania po plecach. Są tacy, którzy dzielą się tym, co mają, chociaż sami potrzebują. Są tacy, dla których Święta są czasem oczekiwania i niekończącej się nadziei. Tylko czasem szepną więcej w zadumie nad niesprawiedliwym losem „Wesołych Świąt? A niech Was wszystkich szlag trafi!”

Co z tymi, którzy… choć świętują, to nie potrafią celebrować?

Ubierają największą i najpiękniejszą choinkę, jaką udało się im zdobyć, a pod nią przeróżnej wielkości prezenty. Na białym obrusie stawiają drogą zastawę, bo trzeba się pokazać zapominając o tym, że Wigilia jest tylko dla nas. 12 wymyślnych potraw, zamiast tych tradycyjnych, polskich. Odświętnie ubrani siadamy do stołu nie pamiętając o tym jednym miejscu, gdzieś w rogu, dla tego niespodziewanego gościa. Puste nakrycie ma symbolizować dobroć, szlachetność i gotowość do dzielenia się radością…Być może nie wierząc, że ktokolwiek może przyjść, przecież wszyscy już są, a obcego i tak do domu nie wpuszczę. Bo nieznajomy, bo może złodziej, łyżki ukradnie, bo brudny i obdarty, jak przy białym obrusie ma zasiąść? Tak się tylko mówi, ale właściwie, po co to miejsce? Że niby tradycja? Ale bez tego nakrycia więcej miejsca dla nas… Każdy ma przecież swoje życie, swoich bliskich. Jowialne życzenia dla nielubianego wujka, bądź też przeciwnie – wyduszone przez zęby „Wszystkiego najlepszego”. Na Pasterkę wypada iść wszystkim, cała rodzina symbolizuje zjednoczenie, to jak to nie pójdziemy, a Zośka spod piątki zabierze całą rodzinę? O nie, gorsi nie jesteśmy. To nic, że pozory. Nieszczere uśmiechy rozsyłane na prawo i lewo, milczące pojednanie w obliczu Świąt, wrzaskliwe „Wesołych Świąt… I niech Was szlag trafi!”
Są też tacy, którzy… nie pamiętają o Świętach, o celebrowaniu przyjścia na świat Bożego Syna, o wspólnym śpiewaniu kolęd i upominkach pod choinką. Nie pamiętają najbliższych – ich imion, twarzy. Nie pamiętają nawet własnych imion, teraz sprowadzonych do kilku literek na bransoletce szpitalnej. Zagubieni w labiryncie własnych zdradzieckich myśli nie dostrzegają mijających dni. Dni, które kiedyś miały dla nich wielkie znaczenie. Opuszczeni, osamotnieni w chorobie dogorywają więc w hospicjach. W domach „dla umarlaków”, dla śmieci, dla zbędnego balastu dla rodziny. Nie są już ani ludźmi, ani nawet przedmiotami. Zdegradowano ich do pozycji roślin niepotrzebujących słońca czy większej opieki. Są, bo są, a jak ich nie będzie, to skończy się kłopot, pieniądze zamiast na opiekę pójdą na ferie dla dzieci, na nowe meble do gościnnego, na moc prezentów pod choinkę. Ale marny los, mama wciąż żyje. Z trudnością przełykając papki i potrzeby fizjologiczne załatwiając pod siebie. Przyjść i połamać się opłatkiem? Przecież i tak nic z tego nie będzie wiedzieć, a jeszcze zakrztusi się tym okruszkiem i będzie kłopot. Może po Nowym Roku pójdziemy, jak świąteczny gwar ucichnie. Więcej czasu będzie w życiu bezdusznych nowobogackich. Mama żyjąc na pograniczu dwóch światów już dawno straciła rachubę dni i tygodni. „Wesołych Świąt? A niech Was wszystkich szlag trafi!”

Co z tymi, którzy… w pustce żyją i w pustce chcą umrzeć?

Przyobleczeni w samotność, w kokon utkany z niewypłakanych łez, choć potrzebują, to nie wiedzą jak wrócić do świata. Dlaczego więc nie odejść, kiedy wszyscy się weselą, kiedy świąteczne zamieszanie przytłacza wszystko inne? Kiedy dostajemy amoku zakupów i histerii na widok świątecznych promocji w hipermarketach. Kiedy nie liczy się dla nas nic tylko te kilka dni, byle przeżyć, byle wytrwać, byle iść dalej do następnych Świąt. Czy wiecie, że Wigilia może być najgorszym dniem w roku? Wielu ludzi właśnie w tym dniu popełnia samobójstwo, bo tak jest bardziej dramatycznie, bardziej romantycznie, niczym w tragikomedii, czy wierszu Wertera, przecież recept na śmierć jest niemalże tyle samo, co przepisów na świąteczną rybę w galarecie. Zastanawialiście się, ilu ludzi w jakiś sposób daje znać o tym, co zamierza zrobić? Czy przysłuchiwaliście się im? Czy zrozumieliście, choć słowo z ich krzyku? Z ich wołania o pomoc? Czy w obliczu zbliżających się Świąt przywiązywaliście w ogóle jakąś wagę do tego? Przecież „umieranie to sztuka jak żadna inna” jak napisała Sylvia Plath w „Lady Łazarz”. Nigdy więcej Świąt tylko pusty dom. Od dawna. Z różnych powodów, które nie są teraz ważne. Ważne są Święta. Och, jak wtedy samotność jest bolesna! Wykrada się z każdego miejsca. Wyłazi spod choinki, z telewizora, zza okna. Wszędzie Święta! Wszyscy się radują i miłują! Tylko w domu jakoś tak pusto i strasznie. I nie ma dokąd pójść. Nikt nie zaprosił. Nikt nie pamiętał o samotniku, który tak bardzo pragnie, aby go ktoś przygarnął w te Święta. Z buteleczki wysypują się na dłoń tabletki. Cała garść. Jeszcze tylko popić je szampanem. Miał być na Sylwestra. Też spędzonego w samotności. I jeszcze tylko ostatni toast: „Smutnych Świąt… A niech tam, wesołych świąt! I niech Was wszystkich szlag trafi…”
Święta to nie tylko czas dzielenia się opłatkiem i śpiewania kolęd. To czas wybaczania, czas, który nigdy więcej może się nie powtórzyć. To czas dobroci wcale niezaprawionej litością. To czas radości, którą chcemy dzielić się z innymi. Więc róbmy to bez patrzenia na konwenanse, na sympatie i układy. Święta to czas cudów, w które wierzymy tylko ten jeden raz w roku. Nie czekajmy na cuda – obdarowujmy nimi! Tymi przyziemnymi i prozaicznymi, jak odrobina uwagi czy wyciągnięcie ręki do pojednania. Abyśmy mogli wspólnie uczestniczyć w tym największym cudzie.

{jcomments on}

Na skróty...

Wiadomości

Magazyn

  • Promocja
  • Czy wiesz, że...
  • Magazyn Policyjny

Sport

  • Żużel
  • Piłka Nożna
  • Siatkówka
  • Tenis

Turystyka

  • Bieszczady
  • Dalekie Wyprawy
  • Podkarpacie

Kultura

  • Książki
  • Muzyka
  • Kino
  • Promocje

Zdrowie

  • Pierwsza Pomoc
  • Zdrowie i Urodai 
  • Poradnik

Regulaminy

  • Regulamin
  • Regulamin
  • Regulamin
  • Regulamin

Administracja