Ratowali ofiary katastrofy lotniczej, potrącenia, wybuchu i bójki na mistrzostwach w Szczyrku
- Szczegóły
- Opublikowano: 01 luty 2013
- Aneta Dyka-Urbańska
- Jak mówią ratownicy medyczni z Mielca, z VIII Międzynarodowych Mistrzostw w Ratownictwie Medycznym w Szczyrku przywieźli mnóstwo nowych doświadczeń i zapał do ćwiczeń przed następnymi wyzwaniami. Sprawdzili się w zadaniach z zakresu wypadków masowych, postępowania w stanie zagrożenia życia kilku osób jednocześnie, czy wybuchu butli z gazem.
- To już kolejny start naszych ratowników w mistrzostwach. I po raz kolejny potwierdzili swoją obecność w elicie krajowejito z coraz lepszym skutkiem, bopo 6 miesiącachod ostatnich zawodów mieleccy ratownicy"wskoczyli"dopierwszej dwudziestkinajlepszych załóg w kraju - mówi Paweł Pazdan, dyrektor mieleckiego pogotowia.
Tam jedzie się po doświadczenie i wiedzę
- Zadania były bardzo zróżnicowane, a poziom jest coraz wyższy. Dziś w zawodach startują nie tylko pracujący na co dzień w karetkach ratownicy medyczni, ale także instruktorzy, kadra kształcąca studentów, co nie dziwi. Zawody mają już prestiż, nagrody za pierwsze miejsca są atrakcyjne, więc w Polsce i zagranicą nie brakuje chętnych do rywalizacji. Ale przede wszystkim każdy chce zdobyć doświadczenia, zmierzyć się z najlepszymi, sprawdzić się - opowiada lek. Wojciech Burkot, dyrektor ds. lecznictwa mieleckiego pogotowia, który obserwował zawody.
Jest bardzo zadowolony z mieleckiego zespołu, który wykonywał zadania doskonale, wykazywał się dużą wiedzą, opanowaniem, znajomością procedur. W skład drużyny wchodzili: Tadeusz Gul, Łukasz Szebla i Dominik Fryc. - Było oczywiste, że na tym poziomie zmagań płaci się już nie za poważniejsze błędy, ale za minimalne niedociągnięcia, które oczywiście często w prawdziwym życiu nie miałyby żadnego praktycznego znaczenia dla akcji. Występują też różnice sprzętowe, członkowie załóg mają różny poziom doświadczeń nie tylko związanych z pracą, ale z samym startem w zawodach. Biorąc to wszystko pod uwagę nasi ratownicy wypadli z pewnością bardzo dobrze, niemiej jednak oczywiście nie znaczy to, że nie ma już nic do roboty. Nasza załoga zajęła 19 miejsce, co cieszy, bo w zawodach brało udział prawie 40 drużyn z Polski i 9 z zagranicy, ale też oznacza to, że jest miejsce na rozwój - podsumowuje dyrektor medyczny.
Procentuje zaangażowanie w codzienną pracę
Sami zawodnicy nie kryją, że zawody to zawsze wyzwanie, zwłaszcza dla drużyn, które nie mają możliwości specjalnie ćwiczyć razem kilku miesięcy przed startem. Muszą polegać na zgraniu wypracowanym podczas codziennej zawodowej aktywności i doświadczeniu zdobytym w pracy.
- Co naprawdę nas niezwykle ucieszyło, okazało się, że nasza umiejętność współpracy została oceniona bardzo wysoko, więc może nie jest to zła taktyka: jeśli na co dzień dba się o dobrą atmosferę w zespołach, to podczas zawodów umie się zgrać i za to nas doceniono - mówi Tadeusz Gul.
Oczywiście samej treści zadań symulacyjnych nie sposób przewidzieć. Tym razem trzeba było choćby udzielić pomocy ofiarom katastrofy lotniczej czy imprezy, na której uczestnikowi wbito nóż w brzuch, inny miał zatrzymanie krążenia. Ratownicy zostali wezwani również na plac manewrowy, gdzie kursantka najechała na instruktora. Musieli się zmierzyć nawet z problemem zaniedbanego, niedożywionego dziecka, które musieli odnaleźć podczas reanimacji dorosłego.
- Zawody to nie tylko wykazanie się wiedzą i umiejętnościami, ale również w pewnym sensie odgadywanie intencji sędziów i autorów zadań. Tak naprawdę od odkrycia tego co autor miał na myśli układając zadanie, zależy sukces, a nie wszystko jest oczywiste. Mimo to muszę przyznać, że tym razem zadania nie były sztucznie komplikowane. Sądzę, że tego typu wyzwania mogą się zdarzyć w codziennym życiu zawodowym - podkreśla Tadeusz Gul.
- Wyjazd na zawody to sprostanie wielkiemu wyzwaniu, jakim jest rywalizacja z najlepszymi ratownikami w kraju, na dodatek okupiona napięciem przed startem, stresem w trakcie współzawodnictwa, następnie wielkim zmęczeniem. Jest to nie tylko trudny egzamin, ale i nauka, która przyniesie efekty w pracy na miejscu, w powiecie mieleckim, ewentualnie na kolejnych zawodach. Liczę na to, że teraz nasi zawodnicy przekażą swoje obserwacje i uwagi kolegom, po czym będziemy już wspólnie myśleć o przygotowaniach do kolejnego startu w mistrzostwach - mówi Paweł Pazdan, dyrektor stacji.