Czy Dreamliner-y znowu zaczną latać?
- Szczegóły
- Opublikowano: 08 marzec 2013
- aeronews.pl
W ciągu najbliższych kilku dni ma zostać zaakceptowany plan wznowienia lotów Boeingów 787 - wynika z informacji agencji Reuters. Póki co, Boeing oczekuje zgody na kolejne loty testowe.
Plan Boenga został już przedstawiony FAA i to Agencja może wydać akceptację dla działań koncernu. To podobno formalność, choć FAA odmawia jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie. Przedstawiciele Boeinga twierdzą, że rządowa agencja właśnie analizuje "plan naprawczy przedstawiony przez firmę". Wczoraj (7 marca) został opublikowany wstępny raport dotyczący pożaru akumulatorów w jednym z Dreamlinerów. Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) odniosła się do pierwszych ustaleń odnośnie incydentu na pokładzie Boeinga 787 japońskich linii JAL w Bostonie.
Od połowy stycznia wszystkie Dreamlinery użytkowane na świecie są uziemione, w tym dwa, które są w posiadaniu Polskich Linii Lotniczych LOT. Jedna z maszyn stoi w Chicago (uziemiono ją po pierwszym inauguracyjnym regularnym rejsie transatlatyckim), druga na Lotnisku Chopina w Warszawie. LOT w ciągu miesiąca na uziemieniu B787 ma tracić kilka milionów złotych. Szacuje się, że Boeing globalnie traci... 50 mln dolarów tygodniowo!
Jak wynika z raportu, opanowanie tego niewielkiego pożaru podsycanego chemikaliami z płonących baterii zajęło blisko dwie godziny. Ogień pojawił się już po wylądowaniu maszyny, a jego symptomy zauważyli pracownicy sprzątający samolot i przygotowujący go do kolejnego lotu. W okolicy tylnej kuchni czuć było spaleniznę a po pewnym czasie pojawił się dym. Wezwano mechanika, który wszedł do przedziału elektroniki, gdzie stwierdził całkowite wypełnienie przedziału ciężkim i gęstym dymem; zauważył także wydostające się z zapasowego akumulatora płomienie sięgające około 10 centymetrów.
Raport krok po kroku opisuje dalsze działania służb ratunkowych. Wezwano lotniskową straż pożarną. Dowódca oddziału po wejściu do przedziału, w którym znajdowały się akumulatory, stwierdził głośne syczenie, dobywające się z jednego z rozszczelnionych akumulatorów. Z baterii spływał na podłogę płyn. Strażak nie widział już płomieni, lecz stwierdził, że baterie wyzwalały z siebie bardzo duże ciepło.
Pożar próbowano na początku tłumić za pomocą halonu, jednak gaz ten nie dał spodziewanego efektu. Po chwili nastąpiło nagłe ponowne rozgrzanie akumulatora, który wybuchł. Płyny z baterii ochlapały jednego z ratowników, został poparzony w szyję. Podjęto decyzję o wymontowaniu rozgrzanych baterii z samolotu, ponieważ nie ma możliwości zapanowania nad nimi wewnątrz Boeinga. Dopiero poza samolotem akumulator został skutecznie schłodzony i wygaszony. Cała akcja zajęła 100 minut.
Wykazano, że gdyby do zdarzenia doszło w samolocie w trakcie lotu, mało prawdopodobne byłoby poradzenie sobie z problemem dzięki działaniom załogi i konieczne byłoby natychmiastowe lądowanie awaryjne. I do podobnego właśnie zdarzenia doszło kilka dni po zdarzeniu w Bostonie, gdy Boeing 787 linii ANA lądował awaryjnie w Japonii. Wówczas stwierdzono nagłe rozgrzanie się akumulatora i jego częściowe stopienie. Wyciekły z baterii chemikalia, choć nie wystąpił zapłon.